Krym
Data: 24.07 - 06.08 2004
Skład:
- Łukasz (DR 650 RS)
- Radek & Karolina (Aprilia Pegaso 650) |
 |
Galeria zdjęć
Podróż
Pomimo początkowych trudności wyprawa na Krym rozpoczęła się zgodnie z planem. Granicę z Ukrainą przekroczyliśmy
w Zosinie bez większych problemów i już parę kilometrów dalej czuć było, że jesteśmy u naszych wschodnich
sąsiadów. Pierwszy dzień był o tyle ciekawy, że zapłaciliśmy cztery "mandaty-łapówki" tamtejszej policji (DAI), ale trzeba przyznać,
zasłużenie - 70 nie znaczy 140 ;) Na całe szczęście panom niebieskim wystarcza zazwyczaj 10-15 hrywien (czyli ok 10 zl), ale i tak
czuliśmy, że musimy coś z tym zrobić. Drugiego dnia zwracaliśmy bardziej uwage na to czy ktoś miga dlatego przelot 1000 km to juz tylko 1 mandat :] .
Krym przywitał nas jednorazową opłatą w wysokości 10 hrywien i stepowym krajobrazem.
Swoją podróż po półwyspie rozpoczęliśmy od wschodu - Feodozji, Koktebla i okolic.
To tutaj po raz pierwszy zetknęliśmy się z morzem i górami w jednym miejscu.
Sudak i Nowy Świat
Sudak to miejsce naprawdę godne uwagi. Znajduje sie tutaj potężna genueńska twierdza
niezdobyta przez dziesiątki lat. Dopiero Turcy zdołali złamać obronę sudackiej twierdzy wrzucając do wnętrza zarażone
malarią (czy inną cholerą) ludzkie głowy. Zwiedzanie murów to przebierzka po skałkach, warta jednak wysiłku.
Kilka serpentyn za Sudakiem koło miejscowości Nowy Świat czekały na nas jeszcze piękniejsze widoki.
Błekitne morze i wysokie skały to coś czego nie da się opisać. Jako że mieliśmy jeszce wtedy za dużo pieniędzy
daliśmy się na mówić na skok na linie. Pirat, który zbierał kasę za skok znał tylko jedno polskie slowo: "Zajebiście!" :) I tak też było!
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Biker Pub w Sudaku, w którym wypiliśmy po bezalkoholowym :)
Płw. Kerczeński
Stepy, o których pisał wieszcz w Sonetach Krymskich, najpiekniejsze są w drodze do Kerczu - wysunietym najdalej na wschód mieście Krymu.
Ta wycieczka jednak nie była łatwa... Niemyte owoce zżarte prosto z ulicy potrafią się mścić :/ Bóle brzucha nie pozwoliły nam w pełni zobaczyć miasta
i nacieszyć sie widokiem pozostałości po starożytnych greckich budowlach.
Wodospady na Krymie
Jest ich na Krymie sporo. Dwa najpiekniejsze to Dżur-Dżur i Uczan-Su. Ten pierwszy jest chyba najpiękniejszy i można się w nim wykąpać... brrr!
Drugi
jest najwyższy i podobno najszybszy - podobno bo wyschła w nim woda :) Na Uczan-Su warto było
jednak zajechać - biker na Dnieprze, ktorego tam spotkaliśmy pomógł znaleĽć zagubione kluczyki od mojej DR - bez niego powrót nie był by taki prosty :)
Okolice Jałty
Samej Jałty nie zwiedziliśmy tak jak się powinno ja zwiedzić.
Zamiast tego poszliśmy na Wielki Kanion Krymski
który tak naprawde jest prawie cały czas zasłoniety bo idzie się w lesie... Idzie się o wiele za długo...
Ale przynajmniej kąpiel w Wannie Młodości ożywiła nasze białe ciała. Wanna Młodości i ciekawy strumień z jajowatymi dziurami w skale
to jedyne fajne rzeczy w Wielkim Kanionie.
Warte obejrzenia są pięknie położona cerkiew w Foroz, Ałuszta (Biker Post - miejsce obowiązkowe dla bikera), Ałupka. W drodze na Bakczysaraj widać całą Jałtę - nam
udało się zobaczyć ją zarówno 'by night' jak i 'by day'. Wszystko to jednak widzieliśmy tak naprawde siedząc na motocyklach
- no cóż jest po co wracać :)
Bakczysaraj
Piękne miasto z olbrzymim kompleksem pałacowym - Pałac Chanów i pięknej skalistej okolicy.
Na przeciw pałacu stoi pomnik naszego rodaka Adama Mickiewicza. Jakieś 5 km od niego znajduje się
Czufut-Kale - skalne miasto pierwszych osadników krymu. Wydrążone w skale jaskinie mieszkalne z oknami na
wielki wąwóz nad którym nie da się przejść obojętnie... trzeba tam po protu posiedzieć kilkanaście minut co i tak jest za mało.
Mistrzostwo świata! W drodze na Czufut znajduje się bardzo ciekawy obiekt również wydrążony w skale - stary monastyr prawosławny.
Sewastopol
Trafiliśmy akurat na jakieś święto floty, bo zjechało się tu mnóstwo ukraińskich okrętów wojennych. Niektóre można było zobaczyć
od środka. Obok portu rozstawione parasole i piekne barmanki kuszą turystów do wypicia chmielowego trunku - z przyjemnością
ulegliśmy :) Samo miasto jest bardzo piekne i jak na Ukraińskie warunki nadto czyste.
W drugim końcu miasta znajduje się oslawiony Chersonez grecki - pozostałość po starożytnych grekach. W rzeczywistości
jest to kilka antycznych kolumn na pocztówkach wyglądających na duże :) Ale i tak warto zobaczyć.
Balaklawa to port oddalony nieco od Sewastopola. Wrażenie robią widoki z ruin starej twierdzy i widok na miasto... Naprawde świetne!
Eupatoria
Tutaj plaże są piaszczyste, a nie kamieniste jak pozostałe na Krymie. To właśnie tutaj zaplanowaliśmy
dni na opalanie i... troche przesadziliśmy :/
Powrót do domu zorganizowaliśmy tak, aby zrobić trasę wokół całego półwyspu. Tutaj też trafiamy na stepy i miejsca nie odkryte jeszcze
przez turystów.
Odessa
Tutaj spędziliśmy jeden z najfajniejszych dni podczas całego wyjazdu. A to wszystko za sprawą tamtejszego
klubu motocyklowego Matador Odessa MC, który to wziął nas w gościnę, pokazał miasto nocą i pozwolił
przenocować w swojej siedzibie (wspaniałe miejsce z niezapomnianym klimatem). Dzięki nim widzieliśmy
zakątki, które sami pewnie byśmy ominęli. Co więcej zwiedzanie w grupie motocykli pozostawia niezatarte wrażenia.
Żal było wracać do domu...
Podsumowanie
Na Krym warto jechać bo pięknie i co najważniejsze tanio. Niestety już w coraz częściej trzeba płacić
za obejrzenie tego czy tamtego (a nawet po kilka razy), ale i tak ceny są o połowe niższe niż u nas. Oczywiście
miejsca takie jak Jałta gdzie przyjeżdża czołówka rosyjskich bogaczy mogą puścić z torbami, ale zawsze można znaleĽć coś taniej.
Oprócz zwiedzania Krym oferuje wiele atrakcji zarówno w dzień jak i w nocy. Plaże z mnóstwem opalonych prawie nagich ciałek,
bary i kluby to tutaj coś normalnego. O bezpieczeństwo też raczej nie ma się co martwić. Jak wszędzie trzeba
uważać i zachować podstawowe środki ostrożności (blokady do motocykli itp). Połowe nocy (a nawet ponad) spaliśmy pod namiotem i
to przeważnie nie na polu namiotowym, ale na zwykłym polu z żytem lub na leśnej polanie.
Nie ma z tym problemu - nikt się
nie czepia i nie ma pretensji (wręcz bywa że pytają "jak sie spało" :). Na miejsce namiotowe warto mimo wszystko wybierać
te oddalone od miast. Trzeba uważać na drogach - sa to drogi typowo endurowe. Jest tu pełno dziur i braków asfaltu
- nasze "polskie drogi" to przy ukraińskich niemieckie autobahny. W nocy na drogach bywa niebezpiecznie, a to z powodu braków
w oświetleniu tamtejszych Moskwiczy, Żygulijów i innych sowieckich wynalazków.
Dobrze wziąć ze sobą jakieś narzędzia i zapasowe linki - moja linka sprzęgła pękła koło Odessy i dojechałem do domu zaledwie na kilku włoskach :)
Nie warto brać żarcia, puszek i innych - na Ukrainie wszystko jest 2, 3 razy tańsze.
Warto było nawinąć te 5000 km - naprawde warto!
Galeria zdjęć
|